wybor wybor
16
BLOG

W prawo, w lewo i...

wybor wybor Polityka Obserwuj notkę 0

"Jestem katolikiem i z powodów kampanii wyborczej nie zmieniam swojego wyznania" - w ten sposób Jarosław Kaczyński odpowiedział na pytanie, czy - jako prezydent - podpisałby ustawę o finansowaniu zabiegów in vitro z budżetu państwa. Ale zanim złożył tę cieszącą zapewne niejednego jego zwolennika w sutannie ważną deklarację, zapobiegawczo rzucił: "Ja bym nie chciał w tej chwili wdawać się w tego rodzaju rozważania, sprawa in vitro jest sprawą bardzo skomplikowaną i na pewno musiałaby być rozwiązana na zasadzie poszukiwania jakiegoś kompromisu". Gdyby tego nie zrobił, można by na poważnie pomyśleć, że może nie aż zmianę wyznania (w końcu zjawisko tak zwanych "alekatolików" podobno idzie w Polsce w miliony), ale dość radykalnie odmienne od tego, czego chce w kwestii in vitro Kościół, prezentują w jego imieniu przedstawiciele PiS-u. Na przykład Mariusz Kamiński w radiowej Trójce we wtorkowe popołudnie niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że pogląd Joanny Kluzik-Rostkowskiej na sztuczne zapłodnienie podziela nie tylko on sam, ale również ich wspólny kandydat pod żyrandol.

Bronisław Komorowski nie pierwszy raz dowiódł, że nie nadąża za swym konkurentem. Podczas briefingu w Płocku powiedział, że "pewnym problemem jest to, iż mamy ciągle do czynienia ze zmianami wizerunku i poglądów Kaczyńskiego, który się kreuje teraz na działacza lewicy. - Zastanawiające jest, jaką jeszcze twarz może pokazać. Obawiam się, że będzie to jednak głównie wizerunek farbowanego lisa" - ocenił kandydat PO, który nie zorientował się, że tą wypowiedzią nastawia przeciwko sobie wszystkie lisy. Popełnił zupełnie zbędną gafę, bo przecież lisy nie pójdą 4 lipca do urn oddać głos na Kaczyńskiego. Wcale nie dlatego, że będą wtedy na wakacjach na Seszelach.

Grzegorz Napieralski tak zasmakował w bezpośrednich kontaktach z tak zwanym zwykłym człowiekiem, że mimo przegranej w pierwszej turze nie przerwał kampanii wyborczej. Interesujące może być szukanie odpowiedzi, kto po niedzielnym "sukcesie" Napieralskiego, za tę zabawę pana Grzegorza płaci. Najprawdopodobniej nie Waldemar Pawlak, który swoje aktualne (i poprzednie) stadło z przyczyn honorowych pozbawił swoich dwóch miesięcznych pensji. To już rozsądniejsze zakłady zawiera omyłkowo pracujący w sztabie Napieralskiego, a nie Kaczyńskiego Marek Wikiński. On przynajmniej nie musiał pozbywać się kasy, lecz wystarczyło, że sobie pobiegał po Radomiu. Z pewnością bardzo cierpiał, że nie zdążył do Radomia wczoraj, gdy był tam jego umiłowany prezes PiS-u, bo wtedy na własne uszy słyszałby, jak człowiek, który jeszcze niedawno chciał całe SLD zdelegalizować, teraz wyznawał wielką miłość do postkomuchów, pardon, do lewicy.

Kolejny raz absolutnym brakiem politycznego wyczucia i "znania się na ludziach" wykazał się Donald Tusk, który zupełnie bezpodstawnie wygłaszał w imieniu Kaczyńskiego zapewnienia, że nie stanie on na czele parady gejów. Jako samozwańczy rzecznik kandydata PiS-u zapomniał dodać, że nie zrobi tego tylko dlatego, że EuroPride, czyli wielka europejska Parada Równości odbędzie się w stolicy rządzonej przez katoliczkę Warszawie dwa tygodnie po drugiej turze wyborów prezydenckich. Gdyby organizatorzy byli na tyle sprytni, aby imprezę przyspieszyć i zorganizować ją przed 4 lipca, z pewnością nie zostaliby potraktowani przez Jarosława w takich sposób, jak pięć lat temu przez jego Brata.

Co prawda nie tylko telewizja publiczna dowodzi, że postkomuniści i pisowcy bez większych problemów się dogadują więc raczej nie należy się obawiać masowego przepływu wyborców Napieralskiego do obozu Komorowskiego, ale jak widać w ekipie gajowego wola dmuchać na zimne. Sprawa jest poważna, więc problem zniechęcenia zwolenników Napieralskiego do Platformy zająć się osobiście sekretarz generalny Grzegorz Schetyna. Niestety, większość mediów ukryła fakt, że pomysłodawca półgodzinnego okrągłego stołu w sprawie zdrowia bardzo szybko przestał się na Schetynę dąsać i domagać się jakichś tam przeprosin. W końcu Grzesiek z Grześkiem...

Pomijając publiczne uprawianie hazardu przez Pawlaka i Wikińskiego, warto zwrócić uwagę organów ścigania (bo na dziennikarzy nie ma co w tym kraju liczyć) na poważną rozrzutność, która domaga się wyjaśnienia. Komuś chciało się wywalić ciężkie tysiące na zakup domeny jaroslawkaczynski.pl, tylko po to, żeby zrobić z niej przekierowanie na stronę bronislawkomorowski.pl, która jak wszyscy widzieli, w najważniejszych momentach odmawia współpracy. To wysoce podejrzane. Zachodni reporterzy już dawno ustaliliby, kto za tym stoi. Nasi wciąż nie potrafią ustalić, o co chodziło facetowi, który w Londynie obdarowywał Komorowskiego akcesoriami seksualnymi. Oraz jaki to miało wpływ na zwycięstwo Komorowskiego w pierwszej turze w Wielkiej Brytanii.

wybor
O mnie wybor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka