wybor wybor
116
BLOG

Szukanie jelenia, czyli kto kogo przestraszy

wybor wybor Polityka Obserwuj notkę 5

"Bronek szukasz jelenia" - poinformowali Bronisława Komorowskiego w Poznaniu członkowie Akcji Alternatywnej Naszość. Ich okrzyk został niepotrzebnie zawężony w kwestii adresata. Nie tylko Komorowski szuka w czasie tegorocznej kampanii prezydenckiej jelenia. Im bliżej pierwszej tury wyborów, tym wyraziściej widać, że szukaniem jelenia intensywnie zajmują się wszyscy kandydaci na Prezydenta RP. Nie tylko oni. Z dużą wprawą jelenia robią ze swych odbiorców zaangażowane w kampanię wyborczą (właśnie tek, zaangażowane, a nie relacjonujące ją) media.

Nadany w niedzielę o 20.20, zamiast zgodnie z zapowiedzią o 20.15 (pogratulować TVP nie tylko punktualności, ale też wyczucia w puszczaniu przed z założenia ważnym wydarzeniem tej kampanii reklam środków do toalet) program dowodzi, że w publicznej telewizji nie sięgają nawet do skarbnicy wszelkiej wiedzy marszałka Komorowskiego, czyli Wikipedii. Gdyby do niej zajrzeli, dowiedzieliby się, że debata, to inaczej dyskusja. Tymczasem widzowie, którzy zrezygnowali z oglądania Mundialu raz "Tańca z gwiazdami" zostali ukarani przez TVP wyjątkowo nudna serią słabych wywiadzików. Z przykrością musiał patrzeć na nieporadność dwojga prowadzących, którzy z żelazną konsekwencją śledzili sekundnik i w zarodku gasili wszelkie próby bezpośredniej wymiany zdań przez uczestników spotkania. Żal było patrzeć na Krzysztofa Ziemca, odczytującego źle, a momentami nawet nie całkiem po polsku, zredagowane pytania, z kuriozalnym pytaniem dotyczącym tematu in vitro, w którym mowa była o tym, że kobieta ma problem z zajściem w ciążę. Dość powszechnie wiadomo, że w ogromnej liczbie przypadków "wina" leży po stronie mężczyzn. Pretensjonalność pani Diany (oszczędzimy jej podawania nazwiska) była dobijająca. podobnie jak tematyka przygotowanych pytań, które ewentualnie należało kierować do kandydatów na premiera, a nie na prezydenta. Kolejne potwierdzenie, że ani politycy, ani dziennikarze nie zechcieli jeszcze dowiedzieć się po co w Polsce mamy prezydenta i co on może, a czego nie może.

Jedynym, który z całej imprezy odniósł jakąś korzyść, był Grzegorz Napieralski. Komorowski mógł coś zyskać przez swoje "niespodziewane" (ktoś naprawdę wierzył, że on nie przyjdzie?), ale zmarnował okazję w ostatniej minucie. Zamiast wykorzystać atut końcowej wypowiedzi, pozwalający dotrzeć do odbiorców mających syndrom ostatniego rozmówcy (a są ich całe tłumy), zamienił ją w agresywny i niezrozumiały bełkot.

Wyjaśniło się też, dlaczego sztab Jarosława Kaczyńskiego z uporem unika spotkań ich kandydata z Komorowskim w formule jeden na jeden. Zwyciężyła w nim opcja ukrywania Kaczyńskiego nawet wtedy, gdy pojawia się publicznie. W czasie tak zwanej debaty był tak niewidoczny jak czwarty uczestnik spotkania, czyli Waldemar Pawlak. Zachowywał się sztywno, mówił bezbarwnie. Pozytyw - jako jedyny Kaczyński nie zmarnował ostatniej przyznanej mu minuty i spróbował wygłosić coś na kształt expose.

Należałoby sprawdzić, kto ekipie Kaczyńskiego podrzucił sondaże mówiące, że Polaków nadal można straszyć tematem prywatyzacji szpitali. Nie był to człowiek życzliwy. Podobnie jak ten, kto poinformował Napieralskiego i Komorowskiego, że ktoś oprócz nich boi się w Polsce IV RP. Wybieranie strategii straszenia innymi, zamiast przedstawiania jakichś konkretnych planów, zdolnych porwać wyborców, dowodzi, że polska klasa polityczna nie nadąża za rozwojem społeczeństwa. Ludzie naprawdę mają dziś w Polsce inne potrzeby i oczekiwania. A przede wszystkim nie lubią, jak się z nich robi jelenia. Niektórzy mogą się o tym przekonać boleśnie już 20 czerwca.

wybor
O mnie wybor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka